Filip Stankiewicz Filip Stankiewicz
2248
BLOG

Nielogiczne wyroki sądów. Jak zwolnić złych sędziów?

Filip Stankiewicz Filip Stankiewicz Polityka Obserwuj notkę 15

Zamieszczam przegląd opinii i argumentów świadczących o opłakanym stanie sądownictwa w Polsce. Chodzi zarówno o sam kształt sądownictwa, jak i kompetencje i obiektywizm wielu sędziów. Czy jest możliwość wprowadzenia różnych badań przydatności sędziów do pracy w tym zawodzie lub eliminacji z zawodu osób niekompetentnych? Wydaje się to niezbędne, jeśli Polska ma być normalnym krajem – obecna sytuacja podważa wiarę obywateli w Państwo, skłania wielu obywateli do nieetycznych zachowań na granicy prawa lub ewidentnego złamania prawa. Oczywiście nielogiczne wyroki wyrządzają wymierne krzywdy wielu ludziom, a podane niżej przypadki raczej nie są wyjątkowe. Są one też wykorzystywane jako oręż w walce politycznej, co powoduje dezorientację wyborców i może powodować wybór nieudolnych polityków. Jakie mogłyby być mechanizmy eliminacji z zawodu ludzi nie nadających się do pełnienia tej funkcji, jaka procedura byłaby najlepsza?

Źle się dzieje w państwie prawa - Polacy mają już dość koszmarnego wymiaru sprawiedliwości. Jego słabość po roku 1989 ma różne oblicza. Pojawia się na etapie wykrywania przestępstw, często tych najpoważniejszych. Zdumiewa wysoka "umieralność" wśród skruszonych przestępców, którzy zdecydowali się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości. Podobnie zdarza się wśród funkcjonariuszy organów ścigania i pracowników zakładów karnych, którzy otarli się o najgłośniejsze z nierozwiązanych spraw dwudziestolecia. Lista mechanizmów łamania praworządności w wymiarze sprawiedliwości obejmuje 20 pozycji, znalazły się na niej tak poważne zarzuty jak: zamierzone "fabrykowanie" spraw, przeciąganie postępowań, nadużycia procedury, selekcja świadków i dowodów, dowolności w protokołowaniu, niedostatecznie uzasadnione akty oskarżenia, tendencyjność składów orzekających czy nierzetelność organów odwoławczych, nie wyczerpuje jeszcze bogactwa możliwych uchybień. Coraz więcej Polaków widzi, że posiadany prestiż społeczny, pełniona funkcja, status majątkowy czy choćby rozgłos celebryty mają wpływ na sposób, w jaki funkcjonariusze organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości reagują na najbardziej nawet oczywiste przekroczenie przez kogoś prawa. O społecznej randze problemu najlepiej świadczy liczba różnych stowarzyszeń oraz inicjatyw lokalnych, które na terenie całego kraju zakładają osoby z głębokim poczuciem skrzywdzenia przez polski wymiar sprawiedliwości.
http://fakty.interia.pl/news/zle-sie-dzieje-w-panstwie-prawa,1454240

Opłakany stan sądownictwa w Polsce na przykładzie procesu reżysera Grzegorza Brauna. W kwietniu 2008 r. Grzegorz Braun został zatrzymany przez policję będąc przypadkowym świadkiem demonstracji o charakterze politycznym . Z chwilą złożenia skargi na działalność policji został oskarżony o czynną napaść, znieważenie i poturbowanie 4 policjantów. Filmy przedstawiają argumentację reżysera (wszystkie rozprawy utajnia sędzia Barbara Kaszyca).
http://www.youtube.com/watch?v=toHUi6euXqE

Ogromna niegospodarność w banku Pekao S.A. zarządzanym przez byłego premiera Bieleckiego? W 2006 r. Pekao SA sprzedał 75 proc. akcji swojej spółki zależnej ds. zarządu nieruchomościami Pekao Development sp. z o.o. włoskiej firmie Pirelli RE za zaledwie 60 mln złotych. Następnie Pekao SA oddał Pirellemu na 25 lat prawa pierwszeństwa, pierwokupu i wyłączności na wszystkie nieruchomości i projekty deweloperskie grupy Pekao oraz na nieruchomości klientów banku obciążone hipoteką z tytułu pobranych kredytów. Wartość tej ostatniej umowy szacuje się na co najmniej 4 mld złotych. Czy Bielecki w praktyce oddał kilka miliardów złotych za 60 mln zł? Prokuratura i sąd odmówiły ścigania sprawców, choć nie zapoznały się z dokumentami. Sprawą zajął się poseł PiS Zbigniew Kozak. Oddanie przez bank kontroli nad nieruchomościami hipotecznymi klientów zewnętrznej firmie jest działaniem na szkodę kredytobiorców. W razie przejściowych kłopotów klienta ze spłatą kredytu bank jako kredytodawca jest zazwyczaj zainteresowany tym, aby kondycja kredytobiorcy się poprawiła i aby dokończył spłacanie należności, podczas gdy firma zewnętrzna odwrotnie - będzie zainteresowana jak najszybszym zajęciem nieruchomości obciążonej hipoteką, nawet kosztem upadłości firmy czy zlicytowania kredytobiorcy. Czy skutkiem tej umowy będą także tragedie wielu ludzi?
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091223&typ=po&id=po31.txt

Wyroki sądów w sprawach Zybertowicza i Michnika, Doroty Nieznalskiej umieszczającej fotografię męskich genitaliów na krzyżu zwanej „artystką” oraz dziennikarki Marii Szabłowskiej i Jerzego Targalskiego budzą zdziwienie. Sąd stwierdził, że Targalski użył obraźliwych sformułowań, ponieważ wypowiedzi są w jego stylu: „sąd doszedł do przekonania, iż należy pozwanej dać wiarę, to znaczy uznać, że wyżej wymienione stwierdzenia padły”. To jest zdaniem sądu dowód czy mocna poszlaka? Krzysztof Wyszkowski podaje wiele faktów dotyczących tych wyroków.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/32115

Cenzura zwycięża w Polsce. Sąd nakazał oto Zybertowiczowi przeprosić Michnika za rzekome „podanie nieprawdy” w słowach: „swoją drogą to ciekawe, kto mnie dotychczas pozwał do sądu: dwóch agentów i jeden ich zaciekły obrońca”. Intencja Zyberowicza jest jasna – obrońcą agentów nazwał Michnika. Czy w świetle całej dotychczasowej linii publicystyki szefa „Wyborczej”, jego radykalizmu w zwalczaniu lustracji, wielokrotnemu dawaniu wyrazu poglądowi, iż grzebanie się w sprawach dawnej agentury jest działalnością paskudną i mogącą rozpętać ciemne moce, nazwanie go obrońcą agentów można uznać za „podanie nieprawdy”? Żeby tak uczynić, trzeba zamknąć oczy na fakty. Żeby tak uczynić, trzeba narazić się na śmieszność. Ale jak widać, przy pewnej dozie determinacji można tak zrobić. W Polsce buduje się rzeczywistość cenzorską. Ci, którzy są nawet dalecy od poglądów Zybertowicza, Brauna czy Zyzaka, ale dla których zarazem wolność słowa i opinii jest czymś naprawdę ważnym, powinni wreszcie to dostrzec.
http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/03/12/polska-kraj-cenzury

Publikacja Pawła Zyzaka na temat Lecha Wałęsy jest nieprawdopodobnie rzetelna, a wyrok sądu mówiący o tym, że doszło do naruszenia dóbr córki byłego prezydenta, nie utrzyma się w drugiej instancji - powiedział w programie „Minęła dwudziesta” w TVP Info Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski. Gdybym miał coś zarzucić autorowi, to tylko to, że nie lubi bohatera swojej książki. Ale ma 25 lat i może nie pamiętać Wałęsy takiego, jakiego my pamiętamy. Janusz Kochanowski podał też w wątpliwość prawo dzieci do występowania na drodze sądowej w obronie dobrego imienia swoich rodziców.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Kochanowski-sad-pomylil-sie-w-sprawie-Zyzaka,wid,12100155,wiadomosc.html

Sąd swoim wyrokiem w sprawie książki Zyzaka zakwestionował prawo do kontynuowania badań konkretnego wycinka historii. Uznał, że ów wycinek ma na zawsze pozostać interpretowany tak, a nie inaczej - pisze historyk prof. Andrzej Nowak, redaktor wydawnictwa Arcana. Wydawnictwo ma przeprosić stronę pozywającą (córkę Lecha Wałęsy) całostronicowym ogłoszeniem płatnym w „Gazecie Wyborczej”, a także dopilnować usunięcia z książki (w następnych wydaniach) wzmianki z zamieszczonego w niej kalendarium, w której podane są daty rejestracji przez SB (29 XII 1970) oraz wyrejestrowania (19 VI 1976) Lecha Wałęsy jako tajnego współpracownika. Tylko tyle – i aż tyle. Dla małego wydawnictwa bezprecedensowa kara ogłoszenia całostronicowego w najdroższym dzienniku (czy ktoś widział kiedyś takie całostronicowe przeprosiny w jakiejkolwiek sprawie?) może być finansowo całkowicie niszcząca. Może też o to właśnie chodzi. W istocie jednak wyrok ten nie dotyczy tylko jednej książki i jednego wydawnictwa. Sąd zakwestionował prawo do kontynuowania badań konkretnego wycinka historycznej rzeczywistości po wydaniu prawomocnego orzeczenia stwierdzającego - autorytetem sądu lustracyjnego w tym wypadku - że ów wycinek ma na zawsze pozostać interpretowany tak, a nie inaczej. W książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” z 2008 roku została zebrana bardzo obszerna dokumentacja obalająca argumentację historyczną orzeczenia sądu lustracyjnego z 2000 roku. Nikt z historyków nie podważył z kolei argumentów przytoczonych w tej konkretnej kwestii przez Cenckiewicza i Gontarczyka. Paweł Zyzak w swojej pracy oparł się na tych argumentach, uzupełniając je w tejże sprawie nowymi, pozyskanymi przez siebie świadectwami.
http://www.rp.pl/artykul/2,450424.html

Sąd lustracyjny badający sprawę Lecha Wałęsy w 2000 r. nie zajmował się kwestią, czy legendarny przywódca „Solidarności” i ówczesny kandydat na prezydenta był zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa. Zadaniem tego sądu było rozstrzygnięcie, czy zachowały się dowody tego, że współpracował on z SB. Mówiąc w dużym skrócie: sąd lustracyjny odnosił się do materii zupełnie innej niż sprawa rejestracji Lecha Wałęsy. Jej charakter (TW „Bolek” w latach 1970 – 1976) nie został w końcowym orzeczeniu jednoznacznie zakwestionowany. Paweł Zyzak wspomniał o tej rejestracji w swojej książce, bo to dość oczywisty fakt historyczny. Jeśli więc ktoś zgłasza pod adresem jego pracy zarzut nieuwzględnienia orzeczenia sądu lustracyjnego z 2000 r., ten, ujmując rzecz możliwie najdelikatniej, nie bardzo wie, o czym mówi. Co więc jego książce zarzucił krakowski sąd? Przede wszystkim to, że autor nie umieścił w kalendarium znajdującym się na końcu książki informacji o orzeczeniu sądu lustracyjnego „uniewinniającym” Lecha Wałęsę od zarzutów współpracy z SB. Pytanie, dlaczego Zyzak tak postąpił, jest oczywiste dla każdego, kto zada sobie trud zapoznania się z tytułem jego książki. Cytuję fragment tytułu: „Biografia polityczna legendarnego przywódcy „Solidarności” do 1988 roku”. Jest oczywiste, że w książce, w której cezurą jest 1988 r., nie ma obowiązku umieszczania informacji wykraczających poza tę datę. Zwłaszcza gdy orzeczenie z 2000 r. budzi wiele merytorycznych wątpliwości i bardziej zaciemnia sprawę, niż cokolwiek wyjaśnia. W ustnych motywach orzeczenia krakowskiej sędzi Ewy Olszewskiej jest jeszcze jedna dość intrygująca informacja. Uznała ona, że Zyzak „z zamiarem nacechowanym złą wolą umieścił informację o rejestrowaniu i wykreśleniu z listy tajnych współpracowników”. To, że opisując historyczne fakty, Zyzak kierował się „złą wolą”, jest spekulacją, która z dowodem naukowym (czy też sądowym) nie ma wiele wspólnego. Ale na podstawie takiego „wnioskowania” zobowiązano Arcana do umieszczenia w gazecie przeprosin mogących kosztować nawet ponad sto tysięcy złotych. I po co wprowadzać cenzurę, zamykać w więzieniach autorów prac naukowych i wydawców? Przecież skuteczniej można ich wykończyć w białych rękawiczkach, obciążając ogromnymi kosztami za kierowanie się „złą wolą” w prezentowaniu faktów.
http://www.rp.pl/artykul/451857_Sad_cenzuruje_historykow.html

"Gość Niedzielny" chce kasacji werdyktu sędziny Ewy Tkocz w sprawie Alicji Tysiąc. Trudno zgodzić się na publikację przeprosin zawierających nieprawdę. Nigdy nie porównałem pani Alicji Tysiąc do zbrodniarzy hitlerowskich, nie posługiwaliśmy się też w naszych tekstach 'mową nienawiści', cokolwiek to określenie miałoby znaczyć" - wyjaśnia ks. Gancarczyk.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Gosc-Niedzielny-chce-kasacji-wyroku-w-sprawie-ATysiac,wid,12093938,wiadomosc.html

Niesłuszne i sprzeczne z prawem - tak dr Leszek Bosek z Katedry Prawa Cywilnego Wydziału Prawa i Administracji UW określa orzeczenie katowickiego Sądu Apelacyjnego w sprawie Alicji Tysiąc przeciw Archidiecezji Katowickiej i ks. Markowi Gancarczykowi. Sąd zakazuje krytyki wyroku trybunału strasburskiego, mimo że krytyka treści i sposobu sprawowania władzy także przez ten organ władzy należy do istoty europejskiej i amerykańskiej kultury politycznej i prawnej. Sąd pomija, że w większości publikacji naukowych prezentowany jest pogląd odmienny niż ten uznany za „jedynie słuszny”. Sąd narzucając swoją „prawdę” bezpodstawnie pomija kontekst sprawy. Narzucanie innej „prawdy sądowej” jest kuriozalne zwłaszcza w kontekście wypowiedzi samych sędziów ETPCz, którzy w tzw. „zdaniach odrębnych” i „konkurencyjnych” (Bonello i Borrego) uznali za konieczne wyjaśnić niejasności związane z tą sprawą. Gdyby nie było wątpliwości, to przecież tego by nie robili. Tymczasem sąd w Katowicach stawia zarzuty dziennikarzom, że oni oceniają działania i intencje trybunału tak jak ci sędziowie. Zdumiewają wywody o związku wolności słowa i chrześcijaństwa: „Chrześcijaństwo jest religią miłości i taki też winien być język zamieszczanych w «Gościu Niedzielnym» publikacji.” Gdyby podążać za rozumowaniem sądu, to należałoby stwierdzić, że to nie sobory tylko sąd ma ustalać czym jest ta religia. Ponadto, pisma komunizujące albo ekologiczne mogłyby głosić tylko opinie, które są treściowo i co do formy zgodne z wyobrażeniami sądu o komunizmie lub ekologizmie. Zasadnicze wątpliwości rodzi uznanie, że przytoczone teksty dotyczące sprawy Tysiąc są „mową nienawiści”. Sąd nie wyjaśnia, co konkretnie jest mową nienawiści w kontekście trudnej debaty aborcyjnej, ani też nie wskazuje z jakich konkretnie przepisów wyprowadza preferowane przez siebie oceny. Sąd powinien się powstrzymać od spekulatywnych i insynuacyjnych rozumowań, że skoro w jakimś okresie czytelnicy określonego tygodnika są „niedostatecznie wykształceni”, to znaczy, że temu tygodnikowi nie wolno pisać w określony sposób tekstów. Polecam pełny tekst opinii prawnej.
http://ekai.pl/wydarzenia/komentarze/x27146/orzeczenie-w-sprawie-a-tysiac-bledne-i-sprzeczne-z-prawem

Sąd po 3 latach wydał w końcu prawomocny wyrok wobec sprawców kradzieży złomu wartego złotówkę. Sprawa toczyła się cztery razy i kosztowała Skarb Państwa prawie 6000 złotych - pisze "Dziennik Polski".- To doskonały przykład, jak nie powinno się sądzić - mówią sędziowie.
http://finanse.wp.pl/kat,104492,title,Proces-o-zlotowke-kosztowal-podatnikow-6-tys-zl,wid,12071627,wiadomosc.html

Rafał Ziemkiewicz: Właśnie sięgnąłem - z pewnym opóźnieniem - po najnowszy Biuletyn IPN. A tam, od razu, bo na stronie 2. znalazłem informację znaną być może fachowcom - ale dla mnie będącą rzeczą nową. Mówi profesor Jerzy Eisler: „Jeśli wierzyć kierownikowi sektora polskiego w KC KPZS, Piotrowi Kostikowowi, już 16 grudnia, w środę, czyli jeszcze przed masakrą w Gdyni i przed najbardziej gwałtownymi walkami ulicznymi w Szczecinie, na posiedzeniu Biura Politycznego KPZS w Moskwie Leonid Breżniew postawił kwestię sukcesji władzy w Warszawie i powiedział, że najlepszym kandydatem jest Gierek. Propozycję przyjęto przez aklamację…”Ciekawe, prawda? W bratniej Polsce właśnie opanowano sytuację, więc, na logikę, sowieckie politbiuro powinno wysyłać do Gomułki depeszę gratulacyjną. Tymczasem, wręcz przeciwnie, podejmuje ono decyzję, kto skompromitowanego „Wiesława” zastąpi. Prorocy jacyś? W Polsce Kociołek dopiero co wygłosił swoje przemówienie wzywające do powrotu do pracy, wojsko bodaj jeszcze nie dostało rozkazu, by strzelać do próbujących się dostać do stoczni, a na Kremlu Breżniew już wie, że dojdzie do masakry, po której trzeba będzie wymienić bratniego genseka, więc stawia tę kwestię na plenum! Ilu jeszcze podobnych faktów trzeba, by powiedzieć to, czego nie miał odwagi powiedzieć polski sąd, uciekając w bezsensowne przesłuchiwanie tysiąca nie mogących niczego wiedzieć świadków, a potem w ciągnące się ponad rok zwolnienie lekarskie sędziego - to, że jednoczesne wydanie apelu o powrót do pracy i rozkazu strzelania do tych, którzy go posłuchają, nie było skutkiem bałaganu, tylko z premedytacją popełnioną zbrodnią, mającą na czele sprowokowanie zamieszek i odsunięcie Gomułki na rzecz Gierka? I dlatego właśnie rządzący establishment z taką determinacją stara się skończyć z IPN-em. Już, szybko, choćby i całkiem na rympał, bo cholera wie, co jeszcze wyciągną i opublikują. Mniejsza o Jaruzelskiego i Grudzień’70. Są obszary, gdzie ujawnienie prawdy może być dla legitymizacji establishmentu, jego historycznego prawa do władzy i „rządu dusz” znacznie groźniejsze.
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/03/24/jaruzelski-i-wszystko-jasne

Oto, zaprawdę Państwu powiadam, prawdziwy znak nowych czasów. Sejmowa komisja śledcza do przyłapania PiS-u na czymkolwiek, zwana potocznie "komisją naciskową", po dwóch latach wytężonego i, każdy przyzna, niezbyt owocnego szukania haków na Kaczora, podsumuje swe prace... Nie, właśnie nie żadnym raportem. Raporty to były kiedyś. Komisja podsumuje swoją pracę krótkim filmem czy też prezentacją multimedialną, przygotowywaną przez jej platformerskich członków. "Pokażemy np. moment zatrzymania prokuratora Janusza Kaczmarka, później przedstawimy fragmenty dokumentów czy świadków stwierdzających, że zatrzymanie było bezpodstawne i wynikało z chęci politycznej eliminacji niewygodnego ministra" - zapowiada jeden z nich. Proszę zwrócić uwagę: pokażemy świadków i już. Weryfikacja tego, co mówią, w formule wideoklipu się nie mieści. Skądinąd stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że jeden z głównych świadków komisji, wspomniany Janusz Kaczmarek, kłamał. Sądzono go nawet z tego powodu i sąd orzekł, że będąc oskarżonym mógł kłamać bezkarnie, bo realizował w ten sposób przysługujące mu prawo do obrony. Czy w filmie komisji użyte zostaną te właśnie, kłamliwe zeznania? Może tak być. Film jest o tyle wygodniejszym podsumowaniem prac komisji niż raport, że w raporcie trzeba by się jakoś odnieść do wątpliwości, zweryfikować oskarżenia i wiarygodność tych, którzy je rzucają. A w filmie o wszystkim stanowi montaż. Mam wrażenie, że to kolejny krok po równi pochyłej, która prowadzi współczesną cywilizację w matrix. Fakty liczą się coraz mniej. Decydują emocje. Obrazki. Warunkowanie metodą psa Pawłowa. Pokazujemy Kaczora i ludzie warczą. Pokazujemy Tuska i się ślinią. Zamiast cokolwiek udowadniać, wystarczy sprawić wrażenie, że się udowodniło.
http://fakty.interia.pl/polska/news/news/matrix-nasz-powszedni,1444623,2789

Podejrzani o korupcję w sprawie afery węglowej bezkarni z powodu luki prawnej. Sąd Rejonowy w Rudzie Śląskiej umorzył sprawę trzech oskarżonych w sprawie tzw. afery węglowej. Prokuratura przedstawiła im zarzuty korupcyjne w tym samym śledztwie, w którym miała je usłyszeć Barbara Blida. Sąd umorzył sprawę uznając, że w okresie, w którym oskarżeni mieli przyjmować i wręczać łapówki, nie pełnili funkcji publicznych. A to warunek przypisania przestępstwa łapownictwa w świetle obowiązujących wówczas przepisów.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Umorzona-sprawa-tzw.-afery-weglowej,wid,11935143,wiadomosc.html

Filip Stankiewicz
 

Konkretny. Uczciwy. Konsekwentny. Zależy mi na Polsce.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka